Webusability: Rozwój osobisty

Oceń tę pracę

Bywa, że jestem pytany o to, na co zwrócić uwagę w kształceniu kadry związanej z problematyką UCD (zarówno projektowaniem, jak i analizami z zakresu usability).

Gdy jeszcze pół roku temu prowadziłem dział User Experience w MRM Worldwide, zastanawiałem się dość często w jaki sposób stymulować moich pracowników i na co zwracać uwagę, przy rozwoju ich kompetencji. Najczęściej rzecz jasna do każdej z osób należy podejść indywidualnie tak, by wyciągnąć to, co ma najlepsze i popracować bardziej w tym obszarze, z którym ewidentnie pracownik sobie nie radzi.

Nie istnieje chyba nic takiego jak przepis na kształcenie zdolności projektowych; chociaż jest to wypadkowa wiedzy, doświadczenia i naturalnych skłonności (dla przykładu spotkałem się z osobami, które miały wybitnie rozwinięte myślenie analityczne, jednakże przeszkadzało im to wyraźnie w spostrzeganiu projektu jako całości).

Nie zamierzam się tutaj wymądrzać nt. tego, co w procesie edukacji (samoedukacji?!) jest ważne, a co nie – sam codziennie uczę się czegoś nowego – ale chciałbym zaspokoić potrzebę udzielenia odpowiedzi. Do tego zadania poprosiłem także moich kolegów po fachu – osoby, które cieszą się świetną (i zasłużoną) opinią (w kolejności alfabetycznej): Roberta Drózda, Tomka Karwatkę oraz Eryka Orłowskiego, by bazując na swoich doświadczeniach zechciały podzielić się obserwacjami. (Generalnie, jeśli idea się przyjmie, to będę chciał wprowadzić element wielogłosu na blogu, częściej prosząc innych specjalistów o podzielenie się wiedzą).

Ja pozwolę sobie na krótkie podsumowanie na końcu (poza porządkiem alfabetycznym :).

Robert Drózd (Webaudit)

Jak zostać dobrym fachowcem od usability?

Musisz umieć dwie rzeczy. Po pierwsze, spojrzeć na stronę czy aplikację oczami użytkownika. Po drugie, spojrzeć na użytkownika oczami systemu, którego częścią jest ta strona.

Wcielenie się w rolę użytkownika jest najtrudniejszym – psychologicznie – elementem całej pracy. Bo ta perspektywa wcale nie jest oczywista i co chwilę będziemy od niej odciągani – czy to przez innych ludzi, czy przez nasze przyzwyczajenia. Przy systemie jako całości oraz każdym najmniejszym elemencie, trzeba zawsze odwoływać się do doświadczeń pojedynczej osoby, która na ten element trafi w interakcji.

Spojrzenie „oczami systemu” wymaga z kolei znajomości tego systemu – czyli najczęściej po prostu biznesu, który prowadzą nasi klienci. Nie zapłacą nam za akademickie dywagacje. To co przygotujemy ma działać w ich otoczeniu, dla ich klientów, budżetu czy innych zasobów.

Od czego zacząć?

  1. Naucz się najważniejszych zasad, jakie rządzą interakcją człowieka z komputerem. Znajdziesz je w najpopularniejszych książkach na ten temat (Krug, Nielsen itd.). Nigdy nie traktuj ich jak dogmatów, ale za każdym razem próbuj zrozumieć dlaczego są takie, a nie inne.
  2. Pamiętaj o „trzech filarach użyteczności”: marketingu, psychologii oraz informatyce. Pisałem o nich rok temu na swoim blogu. Użyteczność jest właściwie nauką interdyscyplinarną. Jeśli kuleje jeden z tych obszarów, możesz na przykład proponować świetne rozwiązania, które nie będą nadawały się do wdrożenia.
  3. Naucz się metod oceny i projektowania, ale zawsze pamiętaj, że sama metoda nie da nam gotowych wniosków. Wnioski zawsze zależą od nas.
  4. Miej jak najwięcej styczności z użytkownikami. Rozmawiaj, obserwuj, testuj, pytaj. Nigdy nie zakładaj, że nauczyłeś się już wszystkiego.

Co jeszcze? Ani projektowanie, ani ocenianie użyteczności nie dadzą się zamienić na suche procedury. To co na pierwszy rzut oka wygląda banalnie, w rzeczywistości jest i sztuką i nauką. Trzeba poszukiwać w sobie pasji, która będzie potrafiła połączyć wiedzę oraz intuicję.

Tomek Karwatka (Divante)

Pracowałem z wieloma ludźmi od usability i generalnie dzielę ich na dwa typy osobowości / umiejętności.

Analitycy – osoby specjalizujące się w rozbijaniu rzeczy na atomy i znajdowaniu niuansów, osoby te potrafią najbardziej przerażający projekt rozłożyć na atomy z pomocą łyżeczki i kilku miesięcy. Projektanci – z trochę wizjonerskim podejściem i parciem na kreatywne wymyślanie nowego, niekiedy mają problemy z zamykaniem spraw. Sam należę chyba do tej drugiej grupy. Nie sprawia mi przyjemności zagłębianie się w detale i zawsze jest w moim zespole ktoś kto jest w tym dużo lepszy ode mnie. Obecnie w zasadzie w moim zespole jest ktoś lepszy ode mnie w każdej dziedzinie na jakiej się znam – polecam, to doskonałe uczucie pracować z ludźmi, od których możesz się tyle nauczyć!

Wracając do usability – wydaje mi się, że w pierwszej fali zainteresowania tematem (powiedzmy w okolicach 2004) osób z duszą audytora było zdecydowanie więcej i większa część rynku właśnie tak pojmowała usability. Sami robiliśmy wtedy dużo audytów – miały swoją wartość, ale z perspektywy czasu widzę, że mogliśmy pracować efektywniej. Wszyscy się uczyli tematu.

Dziś coraz częściej mówi się o projektantach interakcji i podkreśla się połączenie tej dziedziny z marketingiem, tworzeniem produktu jako takiego. To dobrze, bo dobry zespół musi mieć szerokie kompetencje, a weryfikacja jego pracy dokonuje się na rynku, a nie w laboratorium.

Co bym poradził osobom, które chcą wejść do branży? Zacząć coś robić. I mam tutaj na myśli nie tyle czytanie książek i blogów, co po prostu projektowanie produktów. Zamiast wytykać błędy Merlinowi czy Allegro, lepiej zaprojektować coś samemu i zrozumieć, jak radzić sobie w świecie pełnym ograniczeń (jak poprawić usability darmowego OS Commerce, jak dogadać się z grafikiem, co zrobić aby odwiedzający serwis wrzucili coś do koszyka).

Ja zaczynałem po prostu od robienia serwisów – zacząłem na poważnie w 1999. Robiliśmy między innymi niekomercyjny magazyn internetowy, który nazywał się NoName. Wszyscy dużo się uczyliśmy i nikt nie myślał wtedy o „monetyzacji ruchu”. Później zacząłem pracę w firmie informatycznej, potem w agencji reklamowej (projektowałem między innymi stoiska targowe i nawet wygrywaliśmy konkursy :)). Zajmowałem się też tworzeniem programów edukacyjnych i gier. Później przyszedł czas na agencję interaktywną. W międzyczasie zostałem współudziałowcem sklepu internetowego. Dziś pracuję w Ideacto jako konsultant pomagający firmom budować biznes w Sieci oraz prowadzę własną firmę IT. Angażuję się też w projekt Biznes20.pl, który ma służyć wymianie wiedzy (już niedługo także pomiędzy branżami). Jak widzisz, przede wszystkim staram się zbierać doświadczenia, bo to jest szalenie pomocne w pracy projektanta.

Przedłożyłbym doświadczenie i zaangażowanie nad każde formalne wykształcenie. Sam pracuję z bardzo wszechstronnymi ludźmi o bogatych doświadczeniach i widzę jak wielki potencjał to wytwarza.

Jeśli chcesz zostać projektantem interakcji – znajdź swój zespół i zacznijcie coś robić, najlepiej coś co sprawi wam dużo frajdy.Wwszystko inne przyjdzie samo – szybciej niż myślisz.

Eryk Orłowski (Komitywa)

Nie chciałbym odnosić się do siebie, jako wzorca – tego nawet moje ego nie zniesie 😉 Wolę dwa słowa o tym, co zrobiłbym sam, gdybym zaczynał od zera.

Zacznijmy od edukacji. Dziś na rynku mamy już kilka uczelni i kierunków, które pomogą adeptom projektowania dla użytkownika – SPiK w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, kognitywistykę na UAM. Osobiście zacząłbym od kierunku, który pozwala zarówno zrozumieć użytkownika na poziomie procesów poznawczych, jak również wprowadza studentów w świat dostępny dotąd wyłącznie dla informatyków – mowa o kognitywistyce.

Poza wiedzą na poziomie akademickim, bardzo ważne jest nabyte możliwie najprędzej praktyczne doświadczenie. Nadal mamy na rynku zbyt duży rozziew pomiędzy codzienną pracą w organizacjach komercyjnych, a podejściem wyniesionym z uczelni. Na szczęście, to się powoli zmienia, choć mam wrażenie, że głównie za sprawą tych zainteresowanych, którzy nie czekają do dyplomu z podjęciem pracy bądź praktyk.

To wszystko to podstawy. A dobrym fachowcem zostaje się poprzez krytyczne podejście do powszechnie wyznawanych pseudozasad i wykorzystanie posiadanej, bądź nabytej, skłonności do myślenia „out of the box”. Na początek przyda się wiedza wyniesiona ze szkoły plus szczypta zdrowego sceptycyzmu. W sumie – jak w każdej chyba branży.

Autora Podsumowanie 🙂

Dla mnie cały czas nie tracą na ważności 10 przykazań projektowych, które w swoim czasie udało mi się spisać.

Generalną zasadą jest znalezienie źródła nieustających stymulacji – jeśli nie dostarczają Ci ich w Twojej firmie, sam sobie je organizuj i PATRZ (z otwartością poznawczą). Staraj się oglądać kilka-, kilkadziesiąt serwisów dziennie – nie pod kątem ich zawartości merytorycznej, ale zasad na jakich działają, zarówno na poziomie ogólnym (strategii) jak i w detalach (rozwiązań interfejsowych).

Zgadzam się z moimi przedmówcami co do istotności wiedzy. Zdobywa się ją zasadniczo na dwa sposoby: projektując na co dzień, bądź czytając / podglądając jak projektują inni. Wątek związany z podglądactwem jest dość istotny, gdyż uczysz się jak rozwiązywać problemy (czasem też jak ich nie rozwiązywać, co też jest nie do przecenienia) plus zdobywasz informacje, którymi możesz się posłużyć przy kolejnych projektach.

I najważniejsze – nie śpiesz się! Nie myśl o szybkich awansach (to zmora), bo niczego się nie nauczysz; a jak się nauczysz, to awanse przyjdą same 🙂 Powoli, ale konsekwentnie. Opanuj terminologię; wytyczne z guidebooków popularnych systemów operacyjnych; nie zamykaj się na nowości; staraj się myśleć poprzez analogię a zobaczysz, że na pewnych poziomach nawet innowacyjne rozwiązania, czy wydawałoby się zupełnie nowe problemy, można uchwycić w ramach klasycznych rozwiązań.

A ostatecznie: projektując nie myśl o interfejsach – myśl o ludziach i ich potrzebach, to dla nich w końcu projektujesz.

image_pdf

Banner: engagement

Oceń tę pracę

Banery nie muszą być nudne!

Gdy truizmem jest już mówienie o ślepocie na banery, na pomoc przychodzi nowy paradygmat – zaangażowania użytkownika:

„Nawiązanie kontaktu między odbiorcą a nadawcą i sprowokowanie użytkownika do działania, prowadzi do zaangażowania go w życie witryny. Wypadkową wkładu emocjonalnego użytkowników jest właśnie czas, który przeznaczają na ulubiony serwis. (…)

Już niedługo podczas tworzenia raportów i analiz trzeba będzie brać pod uwagę jeszcze jeden wskaźnik, który zadecyduje o popularności serwisu i o czasie, jaki na sobie skupia.

Będzie to wskaźnik zaangażowania – engagement. Czynnik, który powoduje, że użytkownik przepada bez reszty w serwisie. (…) Już niedługo żadne badania nie będą pomijały tej sfery, podobnie jak kwestii experience.”

– Tak czytamy w Raporcie Strategicznym IAB Polska, Internet 2007, który ukazał się raptem niecały m-c temu. I chociaż fragment ten mówi o zaangażowaniu w serwisy jako takie, to kwestię zaangażowania użytkownika można przenieść na całą komunikację marketingową, w tym reklamowe banery.

Dobry przykład znaleźć można na stronie Jay is Games. W górnej części serwisu znajduje się baner wykonany przy pomocy flasha, który prócz tego, że pełni rolę identyfikacyjną dla serwisu, jest minigrą! Wodząc kursorem myszy po banerze i odkrywając kolejne elementy klikalne, szukamy związku pomiędzy nimi. Wchodząc w interakcje z banerem, odkrywamy ukryty w grze sens poszczególnych fragmentów przedstawionego tam świata (mnie wciągnęło na dobre!).

A tu film przedstawiający cały scenariusz gry. Ale UWAGA: jeśli nie chcesz się pozbawiać przyjemności z gry, nie oglądaj filmu wcześniej, nim sam nie poświęcisz kilku(nastu) minut na zabawę. W tym celu najpierw wejdź na stronę z banerem-grą, a dopiero potem oglądnij film.

***

Poniżej zamieszczam przykład kolejnej tego rodzaju minigry logicznej. (Jeśli masz trudności z jej przejściem, albo nie masz wystarczającej cierpliwości, to możesz zobaczyć, jak przechodzą ją inni).

Polecam także uwadze Super Serif Brothers. Zero grafiki, ale… to jest dopiero grywalność!

image_pdf

Disaster mobile PL

5/5 - (1 vote)

Wczoraj skończyłem dwudniowe testy, które robiłem razem z Andrew Swartzem z grupy Usability Serco na zlecenie Orange UK.

Andrew to doświadczony inżynier, z 10-letnim stażem w Apple, gdzie uczestniczył m.in. przy projekcie Apple Newton (to taki PDA wypuszczony na rynek o kilka lat za wcześnie). Nota bene po dziś dzień zwykło się o nim pisać w stylu: „The Newton Messagepad was an early (and unsuccessful) recursor of the now common personal digital assistant (PDA).” To akurat za Computers. An Illustrated History Christiana Wurstera.

Rozmawialiśmy o pracy dla Apple, o jego niezapomnianym spotkaniu z Stevem Jobsem (to temat na zupełnie osobny wpis), książce na temat prototypowania, którą teraz piszę, usługach mobilnych i ich rozwoju w europie zachodniej (nasze testy były częścią większego benchmarkingu, uwzględniającego rozwój usług mobilnych w sumie w czterech krajach europejskich); jedliśmy naleśniki i pokazywaliśmy sobie zdjęcia swoich domowych kotów (tak to już jest z kociarzami). Ale nade wszystko pracowaliśmy.

Tak jak praca z Andrew to czysta przyjemność, to praca z polskimi stronami rodzimych operatorów GSM to czysty… disaster – to najczęstsze słowo padające w ciągu 16 godzin naszych testów.

Zadanie n: ściągnij grę karcianą Pasjans.
Przebieg testów: zaraz, zaraz, gdzie są gry? Ok, mam. Gdzie są gry karciane? Nie ma takiej kategorii! Jasne, przecież gry w kategorii Filmowe na pewno są dużo bardziej popularne (sic!). Może spróbujmy skorzystać z wyszukiwarki? Ok, coś znalazła. W jakiej kategorii? Nie wiadomo! Ok, ściągnijmy ją (7 zl). Mamy. Zaraz, zaraz, ale ta gra jest w języku angielskim… Czemu nikt wcześniej o tym mnie nie powiadomił? Disaster. Sprawdźmy jakie jeszcze są tu gry – spróbujmy znaleźć kategorię, gdzie jest więcej niż jedna gra. Po odwiedzeniu kilku – o jest! Szkoda, że piętro wyżej architekt informacji nie napisał ile obiektów znajduje się w tej kategorii. No cóż… disaster.

Zadanie n+1: zobacz co grają dzisiaj w kinach i spróbuj zamówić na wybrany seans bilety.
Przebieg testów: świetnie, mamy filmy. Alfabetycznie – zaczyna się od tytułu na A i ciągnie przez kolejne strony końca nie widać… a szukamy „Rodzinka Robbinsonów”. Listowanie po 10 wyników. Klik w „Następna”, klik w…, klik, klik, … (Jakby nie można zrobić listowania alfabetycznego.) Ok. Mamy. Wchodzę na film, chcę oglądnąć jego trailer. Jaki trailer? Jedyne co tu mamy to kilkanaście linków zatytułowanych: „Zdjęcie i stosowny numerek„. Zobaczmy w jakich kinach grają i o której. Kina są (z nazwy tylko) wraz z godzinami rozpoczęcia seansu. Ale Andrew przyjechał z UK, ja dopiero co 4 m-c w Wa-wie… Które z tych kin jest najbliżej nas? Disaster. Może byśmy zadzwonili do nich, spytali na jakiej są ulicy, czy są jeszcze bilety? Disaster. Ani adresu, ani telefonu.

Zadanie n+n: …
Przebieg testów: disaster, disaster, disaster.

Porównanie stanu dostępności do usług i treści mobilnych wypadło dla PL katastrofalnie. Strony operatorów nie przemyślane pod względem zawartości, pozbawione nawet podstawowej logiki w architekturze informacji (dział Muzyka mieszczący w sobie kolejny Muzyka to standard), przestarzałe, nic nie mówiącej nazewnictwo w ramach kategorii (Ubaw – co to za kategoria i to w głównym menu?) o reszcie nawet nie wspominam.

Jedno jest pewne, jest jeszcze dużo do zrobienia… co akurat mnie cieszy 🙂

Motto

„Wykwalifikowani inżynierowie producenci kuchenek mikrofalowych, projektując przyciski, zasięgają zazwyczaj rady specjalistów z dziedziny zachowań ludzkich. Chcą, by te przyciski były dobrze widoczne i by manipulowanie nimi nie sprawiało trudności. Eksperci od czynnika ludzkiego przystosowują przyciski do oczu i palców użytkowników, ale nie do ich umysłów.”

[A. Cooper, Wariaci rządzą domem wariatów, s. 44.]

Pora coś z tym zrobić…

image_pdf

Web Design: trendy w Internecie

Oceń tę pracę

Przełom roku zawsze sprzyja podsumowaniom, stąd nie powinien dziwić ów wpis.

Ubiegły rok, w ramach projektów layoutów stron internetowych, był raczej rokiem kontynuacji zastałych już paternów, które pojawiły się wraz ze standardem CSS i niejako upowszechniają. Znakiem rozpoznawczym stał się styl retro, nawiązujący do stylistyki z przełomu wieków XIX i XX oraz bliski wiktoriańskiej Anglii. W kolorystyce dominowały brązy; coraz powszechniej stosowane są desenie i ciężkie tekstury, przywodzące na myśl tapety ekskluzywnych lokali i materiały, z których nasze praprababki szyły sobie suknie.

Kolejnym z elementów są motywy roślin, pojawiające się zarówno jako elementy logotypów, ozdobników nadających życie stronom internetowym oraz wzorów tekstur teł.

W kolorystyce brązy łączone były z niebieskościami – wzorem Pownce (zamieszczam link do zrzutu, bo serwis 15 grudnia 2008 został zamknięty) – bądź uzupełniane przez orzeźwiające zielenie. Czasem też przyjmowały formę kolorystycznej triady: Niebo Świat tego co naziemne (roślinność)Świat podziemny. Pojawiały się też brudne odcienie szarości, w sporej części przy okazji tekstur – albo z motywami kwiatowymi (niczym wzory tapet), albo jak odrapane ściany; także jako tekstury drewna, ale z brązów sprowadzone do ciemnych szarości.

Brązy reprezentowane były przez wspomniany motyw ziemi (w sensie gleby), ale także przez dość często stosowane desenie drewna; dodatkowo pojawiały się kartony i szary papier, w ramach kolaży. W opozycji pojawiały się cukierkowe błękity, żółcienie i róże (ale te – ze względu na strony poświęcone tematyce kobiecej – występowały od zawsze).

Innym często przywoływanym motywem głównym layotu były… jak to nazwać… robótki ręczne? Odwołanie z jednej strony do motywów paper & sketch (kartony, kartki z notatników, rysunki ołówkiem, długopisem, czasem także wyryte napisy rylcem), z drugiej do materiałów i motywów przywodzących na myśl krawiectwo (motywy nożyczek i przerywanych linii, które wyznaczają trasę cięcia, pojawiające się tu i ówdzie materiały, z których szyte są stroje – jeans, filc w kratę, lny, etc.).

Zaczęły się także pojawiać elementy charakterystyczne dla teatrzyków kukiełkowych, jak to, że części layoutu zwisają na sznurkach. Upowszechnił się w końcu motyw określany przez zachodnich projektantów jako Zig-Zag, czyli ząbkowanie grafik, przypominające znaczki pocztowe bądź brzegi niektórych ciasteczek (np. Leibniz – oryginalne 52 ząbki ;).

Wszystkie one tworzyły menażerię Internetu minionego właśnie roku.

Jeśli chodzi o fonty, to – jako uzupełnienie wyżej opisanej stylistyki – coraz częściej projektanci i graficy sięgają po fonty przypominające pismo odręczne oraz czcionkę maszyn do pisania.

Wykorzystywane wcześniej do spamerskiego pozycjonowania stopki stron internetowych, które straszyły do niedawna umieszczanymi tam linkami mającymi na celu wypozycjonowanie naszej strony w ramach wyszukiwarek, zaczynają błyszczeć umieszczanymi tam rozszerzonymi motywami ilustracyjnymi, sekcjami o funkcjonalności quick link (np. spis najciekawszych artykułów), czy też formularzami kontaktu i danymi z popularnych wlepek (widgetów, np. miniaturami zdjęć z Flickr czy spisem ulubionych utworów z Last.fm oraz listą osób, które ostatnio odwiedziły blog).

A oto garść wybranych przykładów (więcej mam zebranych w prezentacji-raporcie, o którym słów kilka na końcu postu).

Retro rządzi!

Technikalia, którymi fascynowali się nasi dziadkowie (patefony, roboty, samochody, rakiety, lotnictwo): Jef Sarmiento, Level2d.com, Travis Singleton, tomatic.com, Mister Aero.

Pin-up girls i dziewczyny z tamtych lat: Practice Cafe, Style 4 You, Margot Blanche.

Promienie słoneczne (charaktyrystyczne m.in. dla pierwszcyh lat lotnictwa): Yo Vivo en Vigo, Dude Design, Phizz, Max Black.

Maszynowe, np. Courier: Mariska, Blog do Ronaldo, iSpoil.net.

Odręczne: Bootb, David Hellmann, Li Chin’s, PSYOP, Last Tweet, Starbucks Coffe At Home.

Stylizowane: McCoy, Training by Collective Idea.

Kolorystyka

Brązy i szarości: Smallman Records, Revolution Church, Matt Brett, Score Reviews.

Brązy z niebieskim: WebStock, Magpie Page, Ryan Long.

Brązy, niebieski i zielenie: Future Online Advertising, Tijs Vrolix, CSS Ninjas.

Jaskrawa kolorystyka (w opozycji do brudnych brązów i szarości): Derlington Weddings, C’est Magnifique, Smooth Habitat.

***

To wycinek z tego, co w ciągu ostatnich trzech lat dzieje się w grafice na potrzeby WWW (layoutach).

Raport-prezentacja, nad którym obecnie pracuję, zawierający znacznie więcej wytycznych oraz dużo szerszą analizę popartą przykładami (ma już blisko 1 tys. slajdów), będzie niebawem dostępny na mojej firmowej stronie. Ze względu na ogrom prac, jakie w przygotowanie jego włożyłem, będzie dostępny odpłatnie (z przeznaczeniem głównie dla agencji interaktywnych i ich klientów).

image_pdf

CoolBrands: sympatycznie

Oceń tę pracę

Co prawda nie interfejsowo, ani nawet nie usabilitowo, ale za to sympatycznie 🙂

W ramach konkursu CoolBrands dostaliśmy nagrodę (wczoraj była gala, dzisiaj nagroda wędrowała w biurze z rąk do rąk).

Jak napisał Albert na blogu działu IT: „Grono.net zostało uhonorowane statuetką CoolBrands jako lider WEB 2.0 i znalazło się wśród nagrodzonych gigantów Internetu takich jak Google, Allegro.pl, czy Onet.pl.”

Mnie tam cieszy, że wertując wydany przy okazji album jesteśmy zaraz po Google.pl. Co prawda alfabetycznie, ale zawsze. 😉

A tak na poważnie, to cieszą ostatnio pojawiające się tu i ówdzie dobre opinie o naszej robocie:

1. „(…) sam używam grono i ostatnio je nawet polubiłem…”

2. „Po chwilowej czkawce z zmianami designu (…) zaczynam postrzegać grono coraz pozytywniej. Jak ktoś na tym forum zauważył, ich strategia z zasięgowej zmienia się w jakościową. Zamiast testować gdzie leży granica możliwej do osiągnięcia liczby użytkowników w polskim internecie, zaczynają aktywizować i ujakosciowiać już posiadaną potężną grupie użytkowników.

Teraz jeszcze otwierają się z API (aczkolwiek nie sprawdzałem na ile dobrze napisanym i przydatnym). Już na nich psów nie wieszam, tylko się z zainteresowaniem przyglądam. (…)”

[za: net_talk@googlegroups.com, 5 czerwca 2007]

Sympatycznie.

image_pdf